wtorek, 3 kwietnia 2018

Nie dla mnie szał przedświąteczny

Niech szaleją ci, których to bawi. Mnie nigdy nie bawiło. Od dziecka pamiętam, jakie to szaleństwo było w domu, zanim zasiedliśmy do stołu wigilijnego. Rany, te porządki, te zakupy, to gotowanie, to pieczenie... etc. Wszyscy byliśmy tak wykończeni, że już nawet strojenie choinki nie sprawiało nam aż tak wielkiej radości. Teraz rozumiem, to były inne czasy. Ciężkie. O wszystko trzeba było walczyć. Zdobywać. Później, kiedy już sama miałam rodzinkę i własne dzieci, niestety nadal musiałam w tym szale przedświątecznym uczestniczyć. A wiadomo, jak było w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku. Nagie haki. Nagie półki. Wściekłe ekspedientki. Szarobura, komunistyczna rzeczywistość za oknem. Ale teraz, kiedy wszystko jest, i to przez cały rok na okrągło, to już nie rozumiem, dlaczego ludzie tak szaleją przed świętami. Ta cała bieganina. Szał zakupów, porządków. Wszyscy wykończeni, nerwowi. Czy tak się powinno przygotowywać do świąt? Komu i do czego potrzebna jest taka wykańczalnia? Dla tradycji?

Tu, w Niemczech, odczuwa się gorączkę przedświąteczną, i owszem. Ale tylko gorączkę, żaden tam szał. Widać w sklepach zwiększoną ilość klientów i pełniejsze wózki z zakupami, ale to przecież normalne, trzeba się zaopatrzyć w świeże artykuły na kilka dni świątecznych, a i prezenty kupić. Oczywiście jeśli się ktoś wcześniej o nie nie postarał.
Od samego początku, od kiedy mieszkam w Niemczech, zauważyłam, że ludzie tutaj bardzo dbają o tradycje Świąt Bożego Narodzenia. Na pewno inaczej, niż w Polsce, ale jednak dbają. No cóż, Niemcy od wielu lat zamieszkują ludzie różnej nacji, różnej religii, i każda z tej nacji święta obchodzi po swojemu. Jednak wszędzie, w każdej miejscowości, władze, poprzez organizowanie różnych imprez świątecznych, dbają o to, aby Święta Bożego Narodzenia integrowały ludzi, nie dzieliły.

Obecnie, Święta Bożego Narodzenia przeżywam z rodzinką zupełnie spokojnie... miło i radośnie. Nie ma już u nas przedświątecznych szaleństw. Przez to też nigdy nie jesteśmy wykończeni w okresie świąt. Po prostu świętujemy. Jasne, że wcześniej przygotowujemy się do świąt, ale na spokojnie. Prezenty pod choinkę kupujemy dużo wcześniej, przy okazji innych zakupów. Porządki? A i owszem robimy... na bieżąco. Nie ma więc u nas szaleństwa „generalnych porządków przedświątecznych”. Bo i po co, skoro dbamy o porządek i utrzymujemy go na co dzień? W końcu, to mieszkanie powinno nam służyć, a nie my mieszkaniu. Żeby tak latać na okrągło ze ścierą i pucować je...? Eee, to nie dla mnie. Szkoda czasu! Lepiej w tym czasie coś dla ducha zrobić, coś, co wprawi człowieka w lepszy nastrój. Życie mamy, jakby nie patrzeć, tylko jedno!

O, ruszmy na przykład na wędrówkę, albo na spacer. Zima, to wspaniały czas na takie wyjścia z domu. Zapewniam, wraca się do domu jakby się było nowo narodzonym. A ile się ma potem energii i chęci do życia! Ha, korzyść ogromna!... I to nie tylko dla nas samych, ale i dla naszych domowników. Bo też dzięki temu, że się sami lepiej czujemy, stajemy się lepsi i cierpliwsi dla innych.

Parę razy w tygodniu wybywam z domu do lasu, to wiem, jak to działa.


To moja dzisiejsza ścieżka.


HKCz
(19.12.2010.)