Zaglądanie
do kalendarza, i czytanie co stoi zapisane w danym dniu, to dobra
rzecz. Serio! Wiele ciekawych rzeczy można się z takich karteluszek
dowiedzieć. Ale trzeba czytać dokładne. Wiem, co mówię, bo ja
sama gdybym czytała tak jak trzeba, to bym wiedziała, że wczoraj
„obchodziłam” imieniny. A tak, chyba nigdy bym się o tym nie
dowiedziała, gdyby nie mój blokowy Przyjaciel Stefan, który
wczoraj w komentarzach do poprzedniego wpisu, „wystartował” do
mnie z życzeniami. Wprawdzie z ”profilaktycznymi”, jak to
określił... ale jednak! Miłe to bardzo. Tym bardziej, że ja od
kiedy żyję na Obczyźnie zupełnie zapomniałam o imieninach. Bo
też tutaj, w Niemczech, imion się nie obchodzi, tylko urodziny.
Zresztą, już nawet w Polsce swoich imienin nie obchodziłam, bo i
po co, skoro sama sobie imię przyniosłam wraz ze swoim przyjściem
na ten piękny świat. Wspominałam o tym w swoim wpisie pt. „Dziś moje urodziny i imieniny”.
Bo tak po prawdzie, to ja
Halina... ale też i Halszka, ponieważ tak do mnie od dzieciństwa
zwracają się moi bliscy i wielu znajomych. Ale nigdy na myśl by mi
nawet nie przyszło, że Halszka też ma zapisane w kalendarzu swoje
imieniny. Szkoda, bo może bym je nawet polubiła, skoro mogłabym je
oddzielnie od urodzin obchodzić. No i może obchodziłabym je
hucznie? Pewnie nic straconego. Dzięki Stefanowi teraz wiem, że
imieniny Halszki w ogóle istnieją. Wszak stoi to jak byk na kartce
z kalendarza z dnia 2 marca. Oto dowód. Ha, Stefan mi go przysłał.
A
jaka mądra sentencja na kartce tej widnieje... ho, ho, ho! I to nie
byle kogo, bo samego Napolcia Bonapartego.
(Czyż
nie warto czytać kartki z kalendarza?)
Myślę, że warto abym
zapamiętała ten dzień. Zawsze to przyjemniej mieć więcej
przyjemności, co nie?
HKCz
(3.03.2011.)