Konie
kocham od zawsze. Uwielbiam im się przyglądać. A kiedy widzę je
galopujące, to aż dech mi w piersiach zapiera. Konno niestety nie
jeżdżę. Przez całe życie marzyłam o własnym koniu, ale tego
akurat marzenia nie udało mi się spełnić. Żałuję bardzo!
Pozostaje mi jedynie z pozycji obserwatora zachwycać się końmi...
I też się zachwycam! Zawsze i wszędzie, jak tylko konia zobaczę.
I to w każdej postaci.
Wczoraj
znów miałam okazję zachwycić się koniem. Tym razem w postaci
rysunku. Rysunku, który moja Córka wykonała na swoje własne
potrzeby. Gdy go tylko zobaczyłam, tak mnie zachwycił, że siłą
wrodzonej namiętności do koni, „podprowadziłam” jej go. Zaś
kiedy wróciłam do swojego domu, od razu napisało mi się wierszyk
do tego rysunku.
Siwy
koń
Hej, ty
koniu, siwy koniu,
Pięknym
jesteś rumakiem!
Ech,
pognałabym ja z tobą,
Upajając się
wiatru smakiem.
Choćby na
oklep... i bez baczmagów,
Byleby z
tobą, boś koń na schwał!
I heya! z
kopyta galopem,
A w szczerym
polu już tylko w cwał!
Hej, ty
koniu, siwy koniu,
Dokąd ty tak
gnasz?
Parskasz,
prychasz, rwiesz z kopyta,
Rozwichrzoną
grzywę masz...
Czujesz
pewnie zapach wiosny
W południowym
wietrze...
Galopujesz po
horyzont,
Chciwie
wciągając chrapami powietrze.
Ech, ty
koniu, siwy koniu,
Pięknyś ty
ogierek!
Marzysz
pewnie o partnerce,
słodkiej
jak... cukierek.
Marzenia jak
skrzydlaty pegaz,
Niechaj w
przestworza cię niosą...
A wnet w
obłokach ujrzysz klacz,
bajecznie
zroszoną srebrzystą rosą.
Ech, ty
koniu, siwy koniu,
Gnaj po
horyzont - za wiosną - gnaj!
Kiedy wrócisz
w mych marzeniach,
W sercu mym
zakwitnie maj!
***
Już w
dzieciństwie, kiedy tylko zobaczyłam jakiegoś konia, stałam z
rozdziawioną buziunią i przypatrywałam się mu. Pamiętam też, że
zbierałam różne kartki i obrazeczki z końmi wszelkiej maści. Zaś
na ogniskach harcerskich nieraz śpiewałam piosenkę o siwym koniu.
Pewnie każdy ją zna. To szło jakoś tak: - „Siwy koń mnie
niesie po prerii, po lesie. A ja sobie śpiewam piosnkę tą... Rio
de Janeiro, ahoj cabalero! Najpiękniejszy miesiąc to maj” (...).
Piosneczka
niby banalna, ale o koniu. A ja lubię piosenki o koniach. O,
chociażby jeszcze i tę: „Siwy
koniu”
(<kliknij)
zespołu Akcent. Piosenka również nie jest z najwyższej półki,
bo z gatunku disco polo... ale przecież o koniu. Muszę w tym
miejscu przyznać, że od kiedy mieszkam poza granicami Kraju, to i
ten gatunek muzyki lubię czasem posłuchać... Bo polski! A jak jest
jeszcze o koniu, tym bardziej! Ech, konie, jak ja was kocham.
W
następnym wpisie zamieszczę swoje wspomnienia z mojej jazdy
konnej... Że co? Że mówiłam, iż konno nie jeżdżę? Ano
mówiłam. I to jest prawda. Nie jeżdżę. Ale w dalekiej
przeszłości parokrotnie jeździłam. Ba, nawet parę lat temu, już
tutaj w Niemczech, pewnego razu jeździłam. Byłam wtedy na spacerze
w lesie z moim „cielaczkiem”, Dogiem Arlekinem, i spotkałam tam
faceta, który objeżdżał akurat swoje konie. Na jednym siedział w
siodle, a drugiego, bez siodła, miał przytroczonego rzemieniem do
swojego siodła. Kiedy go zobaczyłam, zażartowałam sobie:
- O,
dwa konie, a jeden jeźdźca... A to nie szkoda by ten drugi koń tak
sam, bez jeźdźca, stępał?
- A co,
miałaby pani ochotę być drugim jeźdźcem? - pytaniem na pytanie
odpowiedział facet, chichocząc pod nosem.
Jaka
była moja odpowiedź? Wiadomo. Po chwili siedziałam już na
pięknym, siwym koniu. Na oklep oczywiście... I jazda! Ależ mój
pies był szczęśliwy, widząc mnie na koniku. A ja dopiero!
Po
ponad godzinnej jeździe po lesie, odprowadziłam „swojego”
siwego konika, siedząc na jego grzbiecie oczywiście, aż do jego
stajni.
Widać,
że mnie polubił, bo długo za mną przez okienko zaglądał.
Nie mogę
jednak powiedzieć o sobie, iż konno jeżdżę, bo też „jeżdżę”
to zbyt duże słowo. Taka sporadyczna jazda, to żadna jazda. A tę
akurat „jazdę”, którą zamierzam opisać, tym bardziej jazdą
konną trudno nazwać.
Moja
młodsza Wnuczka pewnie po mnie odziedziczyła miłość do koni.
Już
w wieku 5-latek zdała egzamin z woltyżerki.
HKCz
(27.02.2011.)