Każdemu
z nas się niekiedy zdarza palnąć coś w rozmowie, co wprawia w
osłupienie, albo rozbawia naszego rozmówcę. No cóż, tak bywa,
zwłaszcza w chwili emocji, kiedy to czasem nie do końca przemyślane
słowa potrafią nam się same wymsknąć z ust... czy spod palców.
Jeśli już się tak zdarzy, na co zwróci nam uwagę nasz rozmówca,
albo też sami się w porę zorientujemy, nie powinniśmy robić z
tego zaraz tam wielkie halo i zawstydzać się. Lepiej z poczuciem
humoru podejść do tego co się palnęło. Do rozmówcy także.
Przecież to żaden wielki wstyd. Każdemu się to zdarza. Nawet
najbardziej wytrawnemu mówcy.
Ja
osobiście często mam ubaw po przysłowiowe „pachy” w rozmowie z
moją Córką - z jej polskiej mowy. Wprawdzie moja Córka po polsku
mówi zupełnie normalnie, bo też nastolatką była jak wyjechaliśmy
z Polski, ale czasami zdarzają jej się słowne lapsusy. Bardzo
zabawne lapsusy. Zwłaszcza wtedy, kiedy na szybko chce mi coś
powiedzieć.
O,
chociażby takie dwa przykłady: Przed świętami pomagałam Córce
myć okna w jej ogromnym domu (a ma ich, bagatelka, 24 szt.), i przy
tej czynności, urządziłyśmy sobie milutkie pogaduszki. Gdy
przyszedł już czas na powieszenie wypranych firan i zasłon na
wymyte okna, Córka wgramoliła się na drabinkę, a ja jej jedne po
drugich podawałam, asekurując ją jednocześnie by z drabinki nie
spadła. W momencie, kiedy podawałam jej nowe akurat zasłony na
okna w sypialni, dopiero co przez nią kupione, zaśmiałam się i
powiedziałam:
- Masz
tu te twoje nowe szmatki.
- No
wiesz, szmatki?! Przecież to lno!
- zareagowała natychmiast Córka, oburzona.
A ja
buchnęłam śmiechem i śmiałam się do rozpuku. Córka patrzyła
na mnie ze świętym oburzeniem, myśląc, że ja nie daję wiary jej
słowom i nabijam się z jej nowo zakupionych, i bądź co bądź,
wcale nie tanich zasłon.
Mojej
Córce chodziło oczywiście o len, a powiedziała, jak powiedziała.
Kiedy jej wyjaśniłam, że śmieję się nie z jej zasłon, a z jej
lapsusu słownego, jaki znów popełniała, śmiałyście się
obydwie.
Zaś
parę dni wcześniej, kiedy Córka była u mnie, jedząc obiad, nagle
sobie przypomniała, że ma termin u Steuerberater
(tłum. doradca podatkowy), aż podskoczyła i zawołała:
- O
rany, za 15 minut muszę być na miejscu! Muszę już jechać... i to
szybkim jazdem!
Oj,
czasami rzeczywiście aż brzuch mnie boli od tej „polskiej mowy”
mojej Córci. Postanowiłam, że będę zapisywać sobie co
zabawniejsze perełki jej mowy polskiej i później stworzę coś w
rodzaju zbioru wpadek i lapsusów
językowych przez nią popełnionych.
Warto je utrwalić, żeby mieć się z czego pośmiać... A co,
śmiechu nigdy nie za wiele!
Poza
tym, muszę przyznać szczerze, że moja Córka jest bardzo
uzdolniona językowo. Jak przyjechaliśmy do Niemiec, sama - w ciągu
trzech miesięcy - nauczyła się mówić po niemiecku. Kiedy mój
Syn (2,5 roku młodszy), mówił zaledwie „niemszczyzną
podwórkową”. A ja i do tej pory nie umiem poprawnie mówić po
niemiecku. Owszem, „szprecham” dużo... hihihi! ale gramatyka
jęz. niemieckiego kłania mi się niemalże w każdym moim zdaniu.
Mój Syn zawsze śmieje się ze mnie i nazywa moją niemszczyznę
„Indiana Deutsch”. Śmieję się razem z nim, bo zdaję sobie
sprawę, że wiele w tym racji. No ale cóż mi począć, skoro ze
mnie taki antytalent do języków obcych? Zaś moja Córka - w
międzyczasie - zdążyła opanować już kolejny język obcy, język
włoski, i nosi się już z zamiarem nauki języka hiszpańskiego. A
potem... no, przynajmniej mój Zięć ma taką nadzieję, powinna się
przymierzyć do języka francuskiego. Ja też jestem za... Bo
wypadałoby, skoro urodziła dzieci z domieszką krwi francuskiej.
Wrócę
jeszcze jednak do polskiej mowy, bo chciałabym dodać, że bawią
mnie tylko słowne lapsusy, przekleństw natomiast nie znoszę. Nie
mogę zdzierżyć, kiedy słyszę, jak ktoś wulgarnie kaleczy naszą
kochaną polską mowę. Niedobrze mi się wręcz robi. Ludzi, którzy
klną jak najęci, omijam szerokim łukiem. Zaś przeklinająca
młodzież, bardzo mnie smuci. Już kiedyś dałam temu wyraz,
zamieszczając na blogu wpis pt. „Polska Mowa”.
Jeśli ktoś ma ochotę go przeczytać, proszę kliknąć w tytuł,
jest zalinkowany.
Dzieło
mojej Córki...
dobitny
wyraz jej podejścia do polskiej mowy,
i
pewnie nie tylko polskiej.
HKCz
6.05.2011
PS
(7.05.2011. - godz. 20-ta)
(7.05.2011. - godz. 20-ta)
Wiecie
co ludzie, jestem dumna, akurat oglądałam Wiadomości TVP, i aż
zaniemówiłam z wrażenia, ponieważ nagle, ni stąd, ni zowąd,
zobaczyłam, iż poniższy rysunek mojej Córki został pokazany w
Wiadomościach TVP, a przy nim, wyemitowano wypowiedź prof.
Bralczyka oraz prof. Miodka na temat wulgaryzmów w polskiej mowie.
To dla mnie... dla nas, wielka rzecz, jakby nie patrzeć. Obie mamy
nadzieję, że to coś zmieni w naszej polskiej mowie. Bardzo
byśmy sobie tego życzyły, Halszka z Bakusią.