W
dzieciństwie i wczesnej młodości miałam problemy z reumatyzmem.
Nieraz łamało mnie w kościach. Kiedy w wieku dwudziestu paru lat
zaczęłam chodzić do sauny, problemy reumatyczne się skończyły.
I to całkowicie. Do dziś dnia. Bo też do dziś dnia jestem stałą
bywalczynią sauny... Ba, chodzenie do sauny stało się moim
nawykiem, który tak bardzo wszedł mi w krew, że wręcz nie
wyobrażam sobie życia bez sauny. Dzięki saunie moje zdrowie bardzo
zyskało. Kiedyś też często łapałam przeziębienia, teraz, jak
tylko poczuję że mnie coś bierze, pędzę do sauny. Po saunie
wracam do domu jak nowo narodzona. Po przeziębieniu nie ma śladu.
Dla
mnie sauna (zwłaszcza fińska), to prawdziwe dobrodziejstwo, nie
tylko ze względu na zdrowie, ale i... hihihi...! na przemijającą
urodę. Chichoczę, ale to prawda! Nigdy nie miałam problemów z
jakimś tam cellulitem, czy z czymś takim podobnym, a związanym z
wyglądem mojej powłoki cielesnej. Może to zasługa też i dobrych
genów po moich przodkiniach, ale fakt faktem, że po każdorazowym
pobycie w saunie czuję, że moja skóra młodnieje. Krew zaś buzuje
mi w żyłach aż miło. Staję się jakaś taka lekka, że fruwać
mi się chce. Ha, nic w tym dziwnego! No bo też sauna naprawdę
doskonale relaksuje i odpręża.
Co
powoduje tak wspaniałe samopoczucie w saunie? Ano powoduje je
intensywne rozgrzanie skóry. To wynik wysokiej temperatury (90° do
120°C - w zależności od sauny), która pobudza ukrwienie i
zmiękcza naskórek, dzięki czemu skóra się pięknie oczyszcza.
Tłuszcz i zanieczyszczenia łatwiej wydobywają się przez
rozszerzone ciepłem pory. Silne pocenie wzmaga
natomiast pracę nerek, dzięki czemu z organizmu szybciej usuwane są
toksyny oraz uboczne produkty przemiany materii. Po każdorazowym
seansie w saunie koniecznie trzeba się ochłodzić. Takie
naprzemienne ogrzewanie i oziębianie ciała hartuje organizm i
stabilizuje układ immunologiczny. Należy też pamiętać, aby
uzupełniać płyny w czasie relaksowania się między zabiegami w
saunie. Do tego celu najlepsza jest woda mineralna niegazowana.
Różne
są szkoły co do częstotliwości odwiedzania sauny, ilości
seansów, i czasu ich trwania. Ja mam swoją własną, wypróbowaną
już od wielu, wielu lat. Do sauny staram się chodzić raz w
tygodniu, a jak czas nie pozwala, to przynajmniej 2 razy w miesiącu.
Przy każdorazowych odwiedzinach, wchodzę do sauny 4 razy. Pierwszy
mój pobyt w saunie trwa 15 minut, drugi 12, trzeci 10, i czwarty też
10. Po każdym wyjściu z sauny wchodzę pod prysznic, na przemian
ciepły i zimny, a potem wskakuję do baseniku z lodowatą wodą.
Chwilę w nim posiedzę, ale kiedy tylko poczuję, że woda zaczyna
mi kości wykręcać, wyskakuję z niego jak z procy. Po pierwszym i
po trzecim seansie w saunie, łącznie z zabiegiem ochładzania
organizmu, wchodzę jeszcze do łaźni parowej. Kąpiel w takiej
łaźni działa bardzo orzeźwiająco. Łagodna temperatura i bardzo
wysoka wilgotność względna, jaka tam panuje, zapewnia doskonałą
inhalację dróg oddechowych i ułatwia ich oczyszczanie. Obniża też
napięcie mięśniowe, rozszerza naczynia krwionośne i ułatwia
przepływ krwi. Działa odprężająco i regenerująco na skórę.
Skóra staje się wyjątkowo gładka i miękka... jak u niemowlaka.
Serio! Nie żartuję. Po kilkunastu minutowym pobycie w łaźni
parowej, wychodzę na zewnątrz, ubieram się w płaszcz kąpielowy i
pędzę do pokoju wypoczynkowego. Tam kładę się na leżankę i
przykrywam ciepłym kocem. Odpoczywam sobie tak z pół godzinki,
czytając, albo rozmawiając ze współsaunowiczami. Nieraz nawet i
dłużej, jak przytrafi mi się zdrzemnąć (co jest nawet bardzo
wskazane), i znów wchodzę do sauny. Czasami też, zaraz po wyjściu
z sauny i ochłodzeniu ciała, wychodzę na świeże powietrze, do
atrium. Tam można sobie pospacerować, albo poleżeć na specjalnych
leżankach. W zimie zaś można się wytarzać w śniegu, albo się
nim natrzeć. Taki zabieg wspaniale działa na skórę. Skóra aż
pulsuje.
W saunie
ważną rolę odgrywa też aromaterapia. Jej dobroczynne efekty
uzyskać można poprzez polewanie gorących kamieni wodą z
rozpuszczonymi w niej olejkami zapachowymi. Ciepło, które oferuje
sauna, w połączeniu z łagodną wonią olejków aromatycznych
wspaniale działa na samopoczucie. Nasyca zmysł węchu cudowną
wonią darów przyrody. Tym sposobem relaks w saunie staje się
poniekąd odbiciem wypoczynku na łonie natury. Wystarczy zamknąć
oczy... i poczuć się jak na przechadzce po pachnącym świerkiem
lesie lub po świeżo ściętej, zielonej trawie. Olejków
do sauny jest cała gama, ale ja najbardziej lubię olejek o zapachu
lawendowym, żeńszeniowym, sandałowym i mięty pieprzowej. No, i
czasami też o zapachu cytrusowym.
W
saunach, w których bywam, polewaniem kamieni wodą z olejkami
zapachowymi zajmują się panie z obsługi. Co pół godziny któraś
z nich wchodzi do sauny i z takiego stylowego, drewnianego wiaderka,
rzeźbioną w drewnie chochlą, czerpie wodę z rozpuszczonym w niej
olejkiem (każdego dnia polecany jest inny zapach), i powoli polewa
gorące kamienie. Wytworzona w ten sposób para przez moment aż
parzy... ale przyjemnie. Zapewniam! Potem, kiedy pani z obsługi
opróżni już wiaderko, dużym ręcznikiem wachluje powietrze, coby
nasączona aromatycznym olejkiem para, rozeszła się po całej
saunie dokładnie. Ależ wspaniale się wtedy oddycha!
O tak,
sauna to prawdziwe dobrodziejstwo. A korzystać z niej może każdy.
No, może prawie każdy. Przeciwwskazań do korzystania z sauny jest
naprawdę niewiele. Nawet w przypadkach wielu chorób przeciwwskazań
nie ma. Ba, w niektórych chorobach sauna jest wręcz wskazana. Jeśli
ktoś ma jednak jakieś wątpliwości może zasięgnąć opinii
lekarskiej.
W każdym razie, ja, stara saunowiczka, gorąco saunę polecam.
Wystarczy spróbować. Przecież nikt nie musi zaraz siadać na
najwyższych ławkach pod sufitem, gdzie temperatura jest najwyższa
(nowicjusze zaczynają od najniższych pięter), ani też przebywać
w jej wnętrzu określony dla danej sauny czas. Można sobie wg
własnych doznań i samopoczucia jedno i drugie stopniować. Jestem
pewna, że większość osób, które do tej pory mają wewnętrzne
opory przed sauną, jak tylko raz jej spróbują, będą do niej
wracać.
Jedna
z odwiedzanych przeze mnie saun.
Wnętrze
tej sauny wygląda jak kurnik z grzędami, co nie?
Z
tą różnicą jednak, że na tych „grzędach” się leży nie
siedzi... no, przynajmniej powinno się leżeć, tak jest lepiej dla
zdrowia. Jeśli jednak nie ma na to dość miejsca, ze względu
na liczną grupę saunowiczów, to przynajmniej nogi należy położyć
na wysokości miejsc siedzących.
Do
sauny wchodzi się zawsze nago, i z dużym ręcznikiem, na którym
się kładziemy.
Z łaźni
tej nie byłam zbytnio zadowolona. Jak dla mnie, za mało
w niej pary i za niska temperatura.
w niej pary i za niska temperatura.
Wspomnę
jeszcze, że zanim poddam się dobrodziejstwu sauny, korzystam
najpierw z pływalni. W zależności od nastroju, pływam sobie
jakieś 30-45 min., a potem pędzę z wielką przyjemnością do
podziemia, czyli do pomieszczeń sauny.
HKCz
14.11.2010