wtorek, 3 kwietnia 2018

Moje fascynacje łabędziami


Samotny łabędź

Jak samotny biały łabędź,
stoję nad brzegiem morza…
Patrzę w dal morską zamyślony,
marzę by wznieść się w przestworza.


Jak samotny biały łabędź,
szukam bratniej duszy...
którą miłością mógłbym obdarzyć,
swoim jestestwem wzruszyć.


Jak samotny biały łabędź,
marzę o wielu towarzyszach życia...
Pragnę też licznej rodziny,
i dobrego z nią współżycia.



***

Łabędzie, te królewskie, dumnie ptaki, fascynują mnie od zawsze. Uwielbiam je obserwować. Te akurat, na powyższych fotkach, sfotografowałam w Ustroniu Morskim, kiedy w zeszłym roku byłam na wczasach.
Gdzie tylko zobaczę łabędzie, zatrzymuję się, wlepiam w nie swoje oczęta, i z lubością podziwiam ich dostojne ruchy, ich zachowania. Robię tak stale, mimo, że raz byłam przez nie atakowana.

A było to tak:

Jak zwykle latem, wybrałam się ze swoim psem Dogiem Arlekinem nad jezioro po żwirowni (w Niemczech tylko na takich jeziorach można przebywać z psem). Popływałam sobie ile trzeba mi było, a potem zapragnęłam się nieco poopalać. Mój pies ciągle warował na brzegu i nie spuszczał mnie z oczu. Sam do wody nie wchodził. Nie lubił wody. Nie wiem czemu. Nigdy nie pływał. W wodzie był jedynie wtedy, kiedy go na siłę wręcz sama do wody wepchnęłam, żeby go pochlapać i choć trochę ochłodzić w upalne dni. Nie był wtedy zbytnio zadowolony. Gdy tylko kończyłam zabieg chlapania, szczęśliwy, w te pędy, wyskakiwał z wody. A kiedy ja się opalałam, a opalałam się tylko na wodzie, pływając na materacu, mój kochany bodyguard. jak zwykle, leżał na brzegu i mnie obserwował. Wtedy też tak było. Pływałam sobie spokojnie na materacu i przez chwilę podziwiałam pływającą w oddali łabędzią rodzinkę. Pięknie te łabędzie wyglądały na połyskującej w promieniach słońca wodzie. Pływały z taką gracją, z ustawionymi piórami skrzydeł pod wiatr. To był widok! Kiedy nacieszyłam oczy tym cudownym widokiem, wyłożyłam się wygodnie na materacu, zamknęłam oczy, i poddałam się działaniu promieni słonecznych. Po chwili ogarnął mnie taki błogostan, że zaczęłam słodziutko drzemać. Nagle, ni stąd, i ni zowąd, z drzemki wyrwał mnie okropny hałas. Z przerażenia, mało do wody nie wpadłam. Natychmiast otworzyłam oczy i podniosłam głowę. To, co zobaczyłam, zmroziło mnie. Dwa duże łabędzie frunęły w moim kierunku, nad samą wodą, łopocząc głośno skrzydłami, i krzycząc donośnie. Były już tuż za mną. Oj, niemiło mi się zrobiło... Ale na szczęście tylko na moment, bo wnet usłyszałam basowe, głośne, i bardzo złowrogie szczekanie mojego bodyugarda. Mało tego, zobaczyłam go nawet jak stał do połowy swojego ogromnego cielska w wodzie. Mimo chwilowego przerażenia, śmiać mi się zachciało z jego nagłej „wodnej” odwagi. A kiedy zobaczyłam, że łabędzie zmieniły kierunek lotu - na odwrotny, śmiałam się już w głos.

Oto fotka z opisanej przeze historyjki nad jeziorem.


HKCz
(13.11.2010.)