Samotny
łabędź
Jak samotny
biały łabędź,
stoję nad
brzegiem morza…
Patrzę w dal
morską zamyślony,
marzę by
wznieść się w przestworza.
Jak samotny
biały łabędź,
szukam
bratniej duszy...
którą
miłością mógłbym obdarzyć,
swoim
jestestwem wzruszyć.
Jak samotny
biały łabędź,
marzę o
wielu towarzyszach życia...
Pragnę też
licznej rodziny,
i dobrego z
nią współżycia.
***
Łabędzie,
te królewskie, dumnie ptaki, fascynują mnie od zawsze. Uwielbiam je
obserwować. Te akurat, na powyższych fotkach, sfotografowałam w
Ustroniu Morskim, kiedy w zeszłym roku byłam na wczasach.
Gdzie
tylko zobaczę łabędzie, zatrzymuję się, wlepiam w nie swoje
oczęta, i z lubością podziwiam ich dostojne ruchy, ich zachowania.
Robię tak stale, mimo, że raz byłam przez nie atakowana.
A
było to tak:
Jak zwykle
latem, wybrałam się ze swoim psem Dogiem Arlekinem nad jezioro po
żwirowni (w Niemczech tylko na takich jeziorach można przebywać z
psem). Popływałam sobie ile trzeba mi było, a potem zapragnęłam
się nieco poopalać. Mój pies ciągle warował na brzegu i nie
spuszczał mnie z oczu. Sam do wody nie wchodził. Nie lubił wody.
Nie wiem czemu. Nigdy nie pływał. W wodzie był jedynie wtedy,
kiedy go na siłę wręcz sama do wody wepchnęłam, żeby go
pochlapać i choć trochę ochłodzić w upalne dni. Nie był wtedy
zbytnio zadowolony. Gdy tylko kończyłam zabieg chlapania,
szczęśliwy, w te pędy, wyskakiwał z wody. A kiedy ja się
opalałam, a opalałam się tylko na wodzie, pływając na materacu,
mój kochany bodyguard. jak zwykle, leżał na brzegu i mnie
obserwował. Wtedy też tak było. Pływałam sobie spokojnie na
materacu i przez chwilę podziwiałam pływającą w oddali łabędzią
rodzinkę. Pięknie te łabędzie wyglądały na połyskującej w
promieniach słońca wodzie. Pływały z taką gracją, z ustawionymi
piórami skrzydeł pod wiatr. To był widok! Kiedy nacieszyłam oczy
tym cudownym widokiem, wyłożyłam się wygodnie na materacu,
zamknęłam oczy, i poddałam się działaniu promieni słonecznych.
Po chwili ogarnął mnie taki błogostan, że zaczęłam słodziutko
drzemać. Nagle, ni stąd, i ni zowąd, z drzemki wyrwał mnie
okropny hałas. Z przerażenia, mało do wody nie wpadłam.
Natychmiast otworzyłam oczy i podniosłam głowę. To, co
zobaczyłam, zmroziło mnie. Dwa duże łabędzie frunęły w moim
kierunku, nad samą wodą, łopocząc głośno skrzydłami, i
krzycząc donośnie. Były już tuż za mną. Oj, niemiło mi się
zrobiło... Ale na szczęście tylko na moment, bo wnet usłyszałam
basowe, głośne, i bardzo złowrogie szczekanie mojego bodyugarda.
Mało tego, zobaczyłam go nawet jak stał do połowy swojego
ogromnego cielska w wodzie. Mimo chwilowego przerażenia, śmiać mi
się zachciało z jego nagłej „wodnej” odwagi. A kiedy
zobaczyłam, że łabędzie zmieniły kierunek lotu - na odwrotny,
śmiałam się już w głos.
Oto
fotka z opisanej przeze historyjki nad jeziorem.
HKCz
(13.11.2010.)