Lato już
za nami, ale nie wspomnienia lata. Te będą jeszcze długo trwać.
Niektóre nawet przez całe życie. Dobrze jest więc mieć
wspomnienia. Mam na myśli oczywiście miłe wspomnienia. Do miłych
wspomnień zawsze chętnie się wraca. Ot, chociażby na chwilkę,
aby się odprężyć po całodziennej pogoni
za życiem. Łatwiej wtedy żyć. Ja
wprawdzie tego lata poza Niemcy nosa nie wyściubiałam, ale to nie
znaczy, iż przez to wspomnień nie mam. Mam. I to wiele. Pewnie
nieraz będę tutaj coś z lata wspominać.
Tym
razem, powspominam fotkami ostatnie dni lata mojej Córki z rodzinką
w Italii. Tak jak obiecałam. A obiecałam to w poniższym moim
wpisie pt. „Wszystko dobre, co się dobrze kończy” (<kliknij
jak masz ochotę), w którym to pisałam m.in. o wakacjach mojego
Syna z rodzinką w Kroacji i za jego zgodą zamieściłam kilka
fotek. Od Córki też dostałam pozwoleństwo na wklejenie paru
fotek... No dobra, to zaczynam już wspominać.
Wnusia
na Przełęczy Św. Gottharda.
Tunel
drogowy Św. Gottharda (dłg 16,92 km) ominęli
bokiem i pojechali przełęczą. I bardzo dobrze. Zawsze proszę moje
Dzieci, aby jak mogły, tunelami nie jechały. Śmieją się wtedy ze
mnie, ale jak zauważyłam, same się starają omijać wszelkie
tunele. Pewnie został im uraz z dzieciństwa, po pewnej niezbyt
miłej przygodzie. A było to tak: Już tutaj, w Niemczech, jechałam
z nimi 7 km tunelem, w którym na wskutek kolizji dwóch aut powstał
ogromny korek. Był wtedy straszliwy upał. W tunelu pełno spalin i
duchota niemożebna. Klimatyzacja nie nadążała oczyszczać
powietrza. Auta posuwały się bardzo powoli. Co rusz trzeba było
hamować i stać... Aż tu nagle, głośny wybuch pod maską mojego
auta, i kłęby pary zaczęły się spod maski wydobywać. Okazało
się, że w chłodnicy zagotowała się woda i nagromadzona para z
głośnym hukiem wysadziła zakrętkę. Rany, cośmy się wtedy
strachu najedli. Tym większego, że każde z nas w ciasnych i
zamkniętych pomieszczeniach zawsze odczuwa pewnego rodzaju
dyskomfort. Pewnie to jeszcze nie klaustrofobia, ale jakiegoś typu
dolegliwości klaustrofobiczne z pewnością. I choć wtedy bez
szwanku udało nam się w końcu z tunelu wyjechać, a dzięki
butelce wody mineralnej podratować chłodnicę, to jednak od tamtej
przygody za tunelami nie przepadamy.
Na
wprost widać malutki fragment tunelu drogowy Św. Gottharda.
Tego
akurat tunelu nie lubię szczególnie. Po pierwsze dlatego, że jest
straszliwie długi (do 2000r. był najdłuższym tunelem drogowym na
świecie. Od 2000 r. najdłuższym jest tunel Laerdal w Norwegii.
Ma aż 24,51 km długość), a po drugie, i pewnie przede wszystkim
dlatego, że w 2001 r. doszło w nim do wielkiej tragedii w wyniku
zderzenia dwóch ciężarówek. Wybuch straszliwy pożar. Zginęło
wtedy aż 11 osób... Brrr... jakoś zeszło mi się na złe
wspomnienia. To przez ten tunel. Jak ja nie cierpię tuneli! Okay,
już z niego wyłażę... znaczy, ze złych wspomnień.
Po
10-cio godzinnej podróży, cel osiągnięty. Miejscowość Lido di
Adriano nad Adriatykiem. Przyszła pora na wywczasy. Szybkie
zagospodarowanie domku campingowego... i całkowita laba. Och, jak
przyjemnie!
Papa
przy kawce, a reszta bryka po podwórku z nowo
poznanym
koleżeństwem.
Oooo...
moje Wnusie się rozmnożyły! Jak ta moja Córcia
sobie
poradziła z taką czeredą?
No,
no... ależ długie kończyny dolne.
Ha,
Wnusia też ma niczego sobie długie nogi...
hihihi!
aż do samej ziemi, znaczy się – piasku.
Heja,
piaskowi budowniczowie, do dzieła!
Ahoj,
delfiny, przybywajcie! Jako i my przybywamy!
Italia,
tym razem, nie zapewniła wczasowiczom pięknej pogody. Jak mówi
Córka, w pierwsze 3 dni były bardzo ciepło, ale w każdym
kolejnym, było coraz chłodniej. Więcej czasu poświęcali więc na
zwiedzanie. Fotek zwiedzanych przez nich zabytków zamieszczać
jednak nie będę. Wszak wspominam lato, a lato, to przede wszystkim
natura... A natura, wiadomo, jest na dworze. Tak jakoś mam, że
dzieła natury zawsze są u mnie na pierwszym miejscu, dzieła
człowieka na drugim. No dobra, jedną fotkę jednak zamieszczę, bo
bardzo mi się podoba.
Kościół
San Vitale w Rawennie. Budowla jest najbardziej słynna z
bizantyjskich mozaik.
-
Wakacje się kończą, lato się kończy, ale szkoda! - meldowała
przez telefon z Italii Wnuczka.
- Mi też
jest szkoda lata, Wnusiu... Ale cóż zrobić? - odpowiedziałam jej
wtedy. - Trzeba czekać na następne, i wierzyć, że będzie piękne.
A wy tam wczasujcie jak najpiękniej. A po powrocie, będziecie mi
wszystko opowiadać.
Z bardzo
licznych fotek wynika, że moje Wnusie mocno sobie do serduszka
wzięły babci słowa, i ze zdwojoną wręcz energią „zbierały
materiały” do wakacyjnych opowieści.
Już
nocka niedaleka,
a
nam się nie chce spać!
Wakacji
czas ucieka...
Żal by je było przespać.
Żal by je było przespać.
HKCz
(29.09.2010)