poniedziałek, 2 kwietnia 2018

Wspomnienie lata

Lato już za nami, ale nie wspomnienia lata. Te będą jeszcze długo trwać. Niektóre nawet przez całe życie. Dobrze jest więc mieć wspomnienia. Mam na myśli oczywiście miłe wspomnienia. Do miłych wspomnień zawsze chętnie się wraca. Ot, chociażby na chwilkę, aby się odprężyć po całodziennej pogoni za życiem. Łatwiej wtedy żyć. Ja wprawdzie tego lata poza Niemcy nosa nie wyściubiałam, ale to nie znaczy, iż przez to wspomnień nie mam. Mam. I to wiele. Pewnie nieraz będę tutaj coś z lata wspominać.

Tym razem, powspominam fotkami ostatnie dni lata mojej Córki z rodzinką w Italii. Tak jak obiecałam. A obiecałam to w poniższym moim wpisie pt. „Wszystko dobre, co się dobrze kończy” (<kliknij jak masz ochotę), w którym to pisałam m.in. o wakacjach mojego Syna z rodzinką w Kroacji i za jego zgodą zamieściłam kilka fotek. Od Córki też dostałam pozwoleństwo na wklejenie paru fotek... No dobra, to zaczynam już wspominać.


Wnusia na Przełęczy Św. Gottharda.

Tunel drogowy Św. Gottharda (dłg 16,92 km) ominęli bokiem i pojechali przełęczą. I bardzo dobrze. Zawsze proszę moje Dzieci, aby jak mogły, tunelami nie jechały. Śmieją się wtedy ze mnie, ale jak zauważyłam, same się starają omijać wszelkie tunele. Pewnie został im uraz z dzieciństwa, po pewnej niezbyt miłej przygodzie. A było to tak: Już tutaj, w Niemczech, jechałam z nimi 7 km tunelem, w którym na wskutek kolizji dwóch aut powstał ogromny korek. Był wtedy straszliwy upał. W tunelu pełno spalin i duchota niemożebna. Klimatyzacja nie nadążała oczyszczać powietrza. Auta posuwały się bardzo powoli. Co rusz trzeba było hamować i stać... Aż tu nagle, głośny wybuch pod maską mojego auta, i kłęby pary zaczęły się spod maski wydobywać. Okazało się, że w chłodnicy zagotowała się woda i nagromadzona para z głośnym hukiem wysadziła zakrętkę. Rany, cośmy się wtedy strachu najedli. Tym większego, że każde z nas w ciasnych i zamkniętych pomieszczeniach zawsze odczuwa pewnego rodzaju dyskomfort. Pewnie to jeszcze nie klaustrofobia, ale jakiegoś typu dolegliwości klaustrofobiczne z pewnością. I choć wtedy bez szwanku udało nam się w końcu z tunelu wyjechać, a dzięki butelce wody mineralnej podratować chłodnicę, to jednak od tamtej przygody za tunelami nie przepadamy.


Na wprost widać malutki fragment tunelu drogowy Św. Gottharda.

Tego akurat tunelu nie lubię szczególnie. Po pierwsze dlatego, że jest straszliwie długi (do 2000r. był najdłuższym tunelem drogowym na świecie. Od 2000 r. najdłuższym jest tunel Laerdal w Norwegii.  Ma aż 24,51 km długość), a po drugie, i pewnie przede wszystkim dlatego, że w 2001 r. doszło w nim do wielkiej tragedii w wyniku zderzenia dwóch ciężarówek. Wybuch straszliwy pożar. Zginęło wtedy aż 11 osób... Brrr... jakoś zeszło mi się na złe wspomnienia. To przez ten tunel. Jak ja nie cierpię tuneli! Okay, już z niego wyłażę... znaczy, ze złych wspomnień.
Po 10-cio godzinnej podróży, cel osiągnięty. Miejscowość Lido di Adriano nad Adriatykiem. Przyszła pora na wywczasy. Szybkie zagospodarowanie domku campingowego... i całkowita laba. Och, jak przyjemnie!


Papa przy kawce, a reszta bryka po podwórku z nowo
poznanym koleżeństwem.



Oooo... moje Wnusie się rozmnożyły! Jak ta moja Córcia
sobie poradziła z taką czeredą?



No, no... ależ długie kończyny dolne.



Ha, Wnusia też ma niczego sobie długie nogi...
hihihi! aż do samej ziemi, znaczy się – piasku.



Heja, piaskowi budowniczowie, do dzieła!



Ahoj, delfiny, przybywajcie! Jako i my przybywamy!

Italia, tym razem, nie zapewniła wczasowiczom pięknej pogody. Jak mówi Córka, w pierwsze 3 dni były bardzo ciepło, ale w każdym kolejnym, było coraz chłodniej. Więcej czasu poświęcali więc na zwiedzanie. Fotek zwiedzanych przez nich zabytków zamieszczać jednak nie będę. Wszak wspominam lato, a lato, to przede wszystkim natura... A natura, wiadomo, jest na dworze. Tak jakoś mam, że dzieła natury zawsze są u mnie na pierwszym miejscu, dzieła człowieka na drugim. No dobra, jedną fotkę jednak zamieszczę, bo bardzo mi się podoba.


Kościół San Vitale w Rawennie. Budowla jest najbardziej słynna z bizantyjskich mozaik.

- Wakacje się kończą, lato się kończy, ale szkoda! - meldowała przez telefon z Italii Wnuczka.
- Mi też jest szkoda lata, Wnusiu... Ale cóż zrobić? - odpowiedziałam jej wtedy. - Trzeba czekać na następne, i wierzyć, że będzie piękne. A wy tam wczasujcie jak najpiękniej. A po powrocie, będziecie mi wszystko opowiadać.
Z bardzo licznych fotek wynika, że moje Wnusie mocno sobie do serduszka wzięły babci słowa, i ze zdwojoną wręcz energią „zbierały materiały” do wakacyjnych opowieści.



Już nocka niedaleka,
a nam się nie chce spać!
Wakacji czas ucieka...
Żal by je było przespać.


HKCz
(29.09.2010)