wtorek, 3 kwietnia 2018

Komunistyczny substytut Św. Mikołaja

Za komuny substytutem Świętego Mikołaja był oczywiście Dziad Mróz, którego dla nas, dzieci komuny, wymyślili komuniści. A z wymyśleniem problemów żadnych nie mieli. Pomysł sam przyszedł, zza wschodniej granicy, od niegdysiejszego Wielkiego Brata.
Dziad Mróz, zwany u naszych „pobratymców” - Diad Moroz (Дед Мороз), zaczął funkcjonować w Sowietskom Sojuzie (Советский Союз) zaraz po rewolucji, kiedy to przyszło zastąpić Św. Mikołaja kimś bardziej, z punktu widzenia komunistów, odpowiednim, wybrano więc postać z ichniejszego rodzimego folkloru - Dieda Moroza.

Pamiętam doskonale Dziada Mroza z mojego dzieciństwa. Ha! pamiętam też, z jakim wytęsknieniem na niego czekałam. To były czasy!
Każdego roku, po świętach Bożego Narodzenia i Nowym Roku, w naszym Domu Kultury organizowane były różne przedstawienia dla dzieci, czasami nawet jasełka (sic!), a po części artystycznej, na scenę wchodził nie kto inny tylko Dziad Mróz i rozdawał wszystkim dzieciakom paczki ze słodyczami. Każdemu dziecku z osobna. Wzywano nas na scenę po nazwisku - w kolejności alfabetycznej. Wszystkie dostawałyśmy jednakowe paczki, bo Dziad Mróz nie robił różnic. Co to, to nie! A dla nas dzieciaków, była to ogromna radość. Po Św. Mikołaju i po Aniołku spod choinki, wszystkie słodycze i pomarańcze już dawno były zjedzone, nowa porcja tegoż, bardzo nas więc cieszyła. A to, że wszystkie dostawałyśmy jednakowe, przydziałowe paczki, to i zazdrości nie było żadnej.

A oto kilka moich wspomnień z corocznych odwiedzin Dziadka Mroza.
Z cyklu: - „Świat oczami dziecka”
(fragment z mojej autobiografii)


Dziad Mróz wręcza mi „przydziałową” paczuszkę... Ależ ona pachnie!



- Ciekawe co też tam w tej papierowej paczuszce jest, że ona tak słodko pachnie?... Oż kurka wodna, chłopcy, nie popychajcie mnie tak, bo muszę dokładniej żurawia do torebki zapuścić!... Co ten Dziad Mróz do mnie mówi? Aha, pyta, czy byłam grzeczna? Też mi pytanie! Ja zawsze jestem grzeczna… na swój sposób. A tak w ogóle, lepiej niech nie zadaje głupich pytań, bo sam się głupio zachowuje. A jeszcze głupiej wygląda. Bo w co też on się ubrał? Ukradł jakiemuś biskupowi odzienie, czy jaka choinka? Przecież w tym stroju w ogóle nie wygląda na Dziada Mroza. No może tylko te jego sztuczne włosy i broda z waty go trochę upodabniają do… jakiegoś dziada. Ale nic poza tym. Dobrze, że musi dużo dzieci obdarować tymi przydziałowymi prezentami, przez to też, wcale mu na jego pytanie nie muszę odpowiadać. O, już o nim zapomniał, bo wręcza torebkę następnemu dziecku. Pewnie mu też to samo pytanie zada i wcale nie będzie oczekiwał odpowiedzi. Bo i po co? Wszak go to i tak nie interesuje.

Kolejny rok minął i znów paczuszki dostajemy. Tu na zdjęciu jestem 
ze swoimi starszymi siostrzyczkami.



- Któż to znów stoi przed nami? Ej, Dziadku Mrozie, przecież widzę wyraźnie, żeś jakowyś oszust... albo co!... wszak broda ci się odkleja. Ale niech tam! Ważne, że ten oto Dziad Mróz dał torebkę ze słodyczami. O rany, i też nawet z jedną pomarańczą! Ale będzie wyżerka. Mam nadzieję, że moje siostrzyczki nie dobiorą się do mojej torebki. Zaraz w domu, czego nie zjem po drodze, schowam przed nimi. Zwłaszcza chałwę, którą uwielbiam. 

I znów rok minął... Trochę nam się wyrosło, ale paczuszki 
nadal nam się należą... A co!



Jak co roku, w Domu Kultury znów podstawili nam jakiegoś przebierańca, który udaje Dziada Mroza. Ten tu, twierdzi, że jest prawdziwy, ja jednak od dawna już wiem, że nie. No przecież mam oczy, to widzę. Niech mi tu nikt kitu nie pociska. Ale nic, niech im będzie. Ważne, że dostanę papierową torebkę z zawartością. A potem znikam, i pałaszując słodycze, powiem siostrzyczkom, co o takim oszustwie myślę. No i po drodze do domu im powiedziałam - i o dziwo! - one się ze mną od razu zgodziły. A to rzadkość, aby moje starsze siostrzyczki przyznały mi rację. Tak wielką bardzo radość mi to sprawiło, iż z tej to właśnie radości, straciłam kontrolę nad pochłanianiem zawartości papierowej torebki. Tak że kiedy dotarłam już do domu, brzuch mi się okropicznie rozbolał. Resztę wieczoru przyszło mi spędzić niezbyt miło. Na kolację nie mogłam patrzeć.

Jak te lata lecą! I znów kolejny rok minął, i znów stoję na scenie Domu Kultury u boku Dziadka Mroza. Na zdjęciu ze starszą o rok siostrzyczką...


Ha, proszę popatrzeć, jakie piękne (komunistyczne) śniegowce mamy na nóżkach. Jeszcze dziś je pamiętam. Były koloru siwego. To było coś, szczyt mody - w ówczesnych czasach. A ubrania miałyśmy takie, jakich nikt wtedy nie miał. Moja Mama specjalnie zrobiła kurs mody i szycia, aby nam, dziewczynkom, szyć ubranka (łącznie z płaszczykami), i dziergać na drutach oraz szydełkować i haftować.


Moja najstarsza siostrzyczka niestety już paczuszki nie dostała. Skończyła 14 lat. A Dziad Mróz tylko dzieciom do 14-go roku życia paczuszki rozdaje. Biedna siostrzyczka... Kurka, ale my młodsze też, bo będziemy musiały się z nią zawartością naszych torebek podzielić. Trudna rada! Jak mus, to mus! No nic, ważne, że je w ogóle dostaniemy... Zaraz, ale co to za Dziad Mróz w tym roku, się pytam? Najgorsze jego - jak do tej pory - wydanie. Małe to to jakieś i takie niepozorne. Byłam zawiedziona. A jak już mnie i siostrzyczkę wywołano na scenę, to myślałam, że padnę trupem na widok Dziada Mroza z bliska. Toż to istna paranoja! No nie, przecież to Zbyszek w przebraniu, nasz szkolny kolega. No, w tym roku to już się rzeczywiście zbytnio nie postarano. Taki obciach! Mój dwa lata starszy kolega w roli Dziada Mroza?! I to jeszcze z rózgami w rękach?! Ale niech tam, ważne, że jest paczka. No i jeszcze fotka z tej całej komedii. A może już jesteśmy za duże, aby tak bezkrytycznie podchodzić do Dziada Mroza? Być może. Moja o rok starsza siostrzyczka z pewnością. Zobaczcie sami, jaka jest duża. Nawet jej płaszcz świadczy o tym, że jest już za duża... A może on... no, ten jej płaszcz, skurczył się w praniu?


HKCz
(4.12.2010.)