Ostatnia
niedziela września nie była zbyt piękna, jeśli chodzi o pogodę,
ale i tak była bardzo miła. W dniu tym urządziliśmy sobie
rodzinną wycieczkę po Schwäbische Alb (Jura
Szwabska). Docelowo chcieliśmy zwiedzić Wimsener
Höhle (jaskinia) w okręgu Zwiefalten.
No
to w drogę!
Witaj
przygodo!
Trochę
informacji o Jurze Szwabskiej:
Jura
Szwabska to kraina, która wynurzyła się przed milionami lat z
morza jurajskiego. Jej oryginalne formy geologiczne przeplatają się
z łagodnymi wzniesieniami. To charakterystyczne niewysokie pasmo o
szerokości 50 kilometrów ciągnie się na długości około 220
kilometrów i przecina na ukos Badenię-Wirtembergię od zachodnich
brzegów Jeziora Bodeńskiego aż po kotlinę Nördlinger Ries.
W czasach prehistorycznych zionęły tu ogniem wulkany. Kosmos też tu zadziałał. Bo spuścił w to miejsce ogromny meteoryt. Wskutek czego powstały dwie kotliny: Nördlinger Ries i Steinheimer Becken.
Jura
Szwabska była jednym z najbardziej wulkanicznych obszarów na ziemi.
Wiele występujących w tutejszej przyrodzie znalezisk i fenomenów
związanych z historią ziemi, czyni z tej krainy jedyny w swoim
rodzaju park geologiczny. Rzadkie skamieliny pradawnych zwierząt
można tu znaleźć także i dziś.
Po
dwóch godzinach jazdy dotarliśmy do
Wimsener Mühle.
Na
zdjęciu widoczny jest stary młyn (Mühle)
zaadaptowany
na gospodę.
Obok
gospody znajduje się zabytkowy jaz (Wehr)
(pochodzący
z XII w. - od kiedy powstały tutaj młyny).
W
krystalicznie czystej wodzie pływają
sobie
piękne rybki - Forelle (pstrągi)
-
widać je na tle wodorostów.
A
oto i jaz, niemalże w całej swej okazałości.
Po
prawej stronie jazu nasze (w wiadomych barwach)
baloniki...
tylko się nieco rozjechały.
Wejście
do Wimsener
Höhle (jaskini).
Od czasu wybudowania jazu (XII w.) jaskinia została zalana
wodą i można się po niej poruszać jedynie łódką. Jest to jedyna
w Niemczech tego typu - wodna jaskinia.
W
oczekiwaniu na łódkę.
Po jaskini może pływać jedynie jedna łódka.
Łódka,
która wypływa z turystami już z jaskini, musi na
ostatnich
metrach czekać aż druga łódka wpłynie do środa,
inaczej by się nie zmieściły.
No to wpływamy w czeluście jaskini!
Bardzo
miły i wesoły Przewodnik nam się dostał... co rusz
buchaliśmy
salwą śmiechu... choć on tylko o historii opowiadał.
Przewodnik
łódkę wprawiał w ruch bez żadnego wiosła,
jedynie
rękoma odpychał się od ścian jaskini
Sklepienie
jaskini jest tak niskie, że co chwile trzeba było
nam
się schylać, aby głową nie zahaczyć... Oj, ale by bolało!
Trasa
przejazdu, a właściwie przepływu po jaskini, jest pięknie
oświetlona
świecami. Wspaniałe to wrażenie. Skały mienią się w przeróżnych
barwach, a cudownie krystaliczna woda (gł. miejscami 4-5 m),
połyskuje zielenią szmaragdu.
Dopływamy
do końca trasy dozwolonej dla turystów.
Tu
musieliśmy już niestety zawracać, bo to bardzo niebezpieczne
miejsce. Głębokość 70 m. Miejsce dostępnie jedynie dla
grotołazów. To w tym miejscu nurkują by dostać się do kolejnych,
niżej położonych jaskiń... „bajkowych jaskiń
naciekowych,
wyczarowujących różne podziemne światy”, jak mówi nasz
Przewodnik.
Och,
jakże bym chciała tam być... skoro bajkowe!
Po wyjściu z jaskini, wędrówka po Geopark Schwäbische Alb.
Czuć
już jesień, ale i jeszcze coś... Może to zapach
jurajskich
dinozaurów?
Co
rusz natykamy się na piękne akweny.
Woda
w nich czyściusieńka, w odcieniu szmaragdu.
A
w wodzie życie kwitnie...
I
roślinki piękne rosną, i rybki spokojnie pływają...
Och,
cóż za jurajskie... znaczy się... rajskie widoki!
A
to zdjątko zrobił mój 4-letni Wnusio... Hihihi!... ale gdzie?
Ano
w toalecie... Ha, ale w toalecie zabytkowej gospody.
...
i bardzo mnie prosił, abym zamieściła je u siebie na blogu...
Co
niniejszym czynię. Też mi się bardzo podoba...
Bo
wręcz uwielbiam uśmiechnięte buzie.
HKCz
7.10.2010