poniedziałek, 2 kwietnia 2018

A czas jak rzeka... popłynął

Czasami wkurza mnie to okropnie, że czas tak szybko płynie. Trudno mi pojąć, po co tak się śpieszy. Dlaczego dzieciństwo tak szybko przeleciało? Dlaczego młodość choć trochę dłużej nie potrwała? Raz ciach, i człowiek ma jedno i drugie już za sobą. Kurcze, co za życie! Trzeba by było komuś pogrozić za to paluszkiem. No tak, ale komu? Skoro nie wiadomo komu, trzeba nam się z tym stanem rzeczy pogodzić i cieszyć się z tego co nam dane, czyli z każdego nowego dnia, z każdej najmniejszej nawet chwili. Mówi o tym mój wierszyk, który mi się już dawno, dawno temu napisało, chociaż jeszcze młoda byłam... ale pewnie już czułam, że zbyt szybko płynie. No ale nic to, bo i tak nauczyłam się być szczęśliwą... na przekór wszystkim i wszystkiemu.
Oto i ten wierszyk:

Nieubłagany czas

A czas jak rzeka, jak rzeka płynie,
Nieubłaganie… Z szybkości słynie.
Nikt go zatrzymać nigdy nie zdoła,
Ni bogacz z mamoną, ni zwykła pierdoła.

Jedyna to sprawiedliwość na tym świecie,
I ja o tym wiem, i wy o tym wiecie…
Cieszmy się zatem dzisiejszym dniem,
Porzućmy smuteczki i… carpe diem!


Cudowną rzeczą jest mieć też dobre wspomnienia z dzieciństwa i lat młodości. Takie wspomnienia działają jak balsam na skołataną nieuchronnym starzeniem się duszę. Szczęściem dla mnie takich dobrych wspomnień mam bardzo dużo. Pewnie też dlatego, tak chętnie pisało mi się swoją autobiografię z tamtego okresu. Czasami publikuję tutaj jej fragmenty. Tym razem zamieszczę tylko kilka fotek w niej zawartych i trochę je opiszę. Oto one:

Halszka ma już latek 5...
i na życie wielką chęć!


Moja Rodzinka w komplecie... Chociaż nie, brakuje jeszcze Braciszka, ale on urodzi się dopiero za 6 lat.

Do dziś pamiętam ten seans fotograficzny... Rany, to się działo! Pan fotograf kazał schować paluszki, co by szkaradnie nie wyszły, i patrzeć w dziurkę takiego ogromniastego aparatu fotograficznego. Miał z niej ptaszek wyskoczyć. Nie wyskoczył jednak. Może dlatego, że wystraszył się pana fotografa, bo pan fotograf, ni stąd, ni zowąd, skoczył nagle za aparat, i narzucił na siebie czarną płachtą, a potem, coś błysnęło, coś huknęło... i poszliśmy już do domu.

Od kiedy Halszka skończyła latek 7...
kontakt z naturą stał się jej credem.


Tak zdobywałam pierwsze szlify w swoim kolejnym żywiole... Wprawdzie żadna ryba ze mnie, a rak, ale że na bezrybiu i rak ryba, kocham wodę jak prawdziwa ryba.

Hihihi...! ciekawa jestem, czy Wirtualna Polska nie usunie mi tego zdjątka, wszak jestem na nim w nieprzyzwoitym stroju topless.

Halszka latek ma już 10...
i ogromną ciekawość co życie przyniesie.


Zdjęcie z paszportu, zrobione przed pierwszym moim wyjazdem za granicę... Ha, ale nie byle jaką zagranicę, bo aż do ZSRR, a dokładniej, na Ukrainę, do Zbaraża.  

Pojechałam tam z Rodzicami i z jedną ze starszych Siostrzyczek (oraz z Braciszkiem w Maminym brzuszku). Rodzice koniecznie chcieli nam pokazać swoje strony z lat dzieciństwa i młodości oraz swój majątek, jaki tam zostawili... Eee tam, zostawili, Sowieci im wszystko zabrali i z kartą majątkową wyrzucili na Ziemie Odzyskane.

Halszka ma już lat 12...
i radości pełne garście.


Po raz pierwszy zapuściłam sobie włosy i uplotłam warkoczyki, a za namową Mamuśki, i wręczoną mi sukieneczkę własnoręcznie przez nią uszytą, ubrałam się w końcu jak dziewczynka... do tego kapelusik, balerinki, torebeczka... i takie tam różniste dziewczęce fidrygałki.

Całe dzieciństwo byłam chłopczycą, i też jak chłopak wyglądałam... Może chciałam (podświadomie) zrehabilitować się przed Rodzicami za tę niemiłą niespodziankę, jaką im zrobiłam, przychodząc na świat trzecim „dziurawcem”, jak to Tatulek mawiał. A Rodzice tak bardzo przecież czekali na chłopczyka. Hihihi...! potem nieraz słyszałam, że dałam im tak „popalić”, jak 3 chłopaków naraz. Psociłam jak chłopczur, przyznaję... ale na wesoło.

Ho, ho...! Halszka ma już 16 lat...
i coraz chętniej bez Rodziców wyrusza w świat.


Z moją o rok starszą Siostrzyczką u Cioci na wsi w Kotlinie Kłodzkiej.

Miałam tylko jedną Ciocię na wsi, u której niemalże rok w rok spędzałam wakacje. To były cudowne czasy! Ileż wspaniałych wspomnień mam z tamtego okresu. Same niezwykłe, same szalone... przez to i niezapomniane.

Halszka ma już lat 19...
szkoda, że to ostatnie już naście.


Zdjęcie maturalne - po 5-letnim Technikum.


Chcąc nie chcąc weszło mi się w dorosłość... Wszak Egzamin Dojrzałości zaliczyłam... Rany, no i po co ja go zaliczałam?! Nie chcę być dorosła! Chcę być nadal młodziuchną dzierlatką... trochę podstrzeloną, trochę szurniętą, zawsze wesołą... i uśmiechniętą.
No cóż, czasu niestety nie da się zatrzymać, płynie jak rzeka... Młodość przeminęła, pozostały jedynie wspomnienia. Piękne wspomnienie. Ale ja, gdzieś w głębi duszy, nadal jestem tą samą Halszką, trochę podstrzeloną, trochę szurniętą, zawsze (no, prawie zawsze) wesołą... i uśmiechniętą.

***

No muszę wręcz i to zdjatko tutaj dodać - dla porównania. Hania mnie tak ślicznie wystroiła na swoim blogu w dniu 24.11.10, przy okazji swoich wspomnień. Dobrze, że ja mam od Niej, jak to określiła: - "wieczyste pozwolenie" - mogłam więc sobie skopiować. 



HKCz
30.10.2010